Osiem lat temu wyszedł z domu i do dziś nie dał znaku życia. Rodzice pomimo prośby syna, aby go nie szukać zdecydowali się przerwać milczenie i odnaleźć. Dlatego o pomoc poprosili jednego z wałbrzyskich detektywów.
Łukasz Kania wyszedł z domu 5 grudnia 2001 roku. Był ubrany w czarne spodnie, ciemną bluzkę i czarne buty. Zabrał ze sobą dokumenty, pieniądze i trochę rzeczy. Rodzicom powiedział, aby go nie szukali, że sam się odezwie. Ci uszanowali prośbę syna. Przez rok nie zgłosili sprawy na policję. Ojciec prowadził śledztwo na własną rękę. Po ośmiu latach zdecydował się przerwać zmowę milczenia. O pomoc zwrócili się do wałbrzyskiego detektywa. Z rozmowy panem Janem wynika, że syn nie dawał żadnych niepokojących sygnałów przed opuszczeniem domu. – Łukasz był bardzo spokojnym dzieckiem, nie mieliśmy z nim żadnych problemów, był domatorem, nie wchodził w konflikt z prawem. Interesował się religią i kulturą wschodu – mówi. Rok przed opuszczeniem domu Łukasz pracował za granicą przy winobraniu. Nie miał dziewczyny więc kwestia nieszczęśliwej miłości wstępnie jest wykluczona.
– Sprawa nie należy do łatwych, osiem lat to bardzo długo – mówił Marek Rosiak wałbrzyski detektyw. Jest wiele pytań i jeszcze więcej niewiadomych. Przez ten cały czas Łukasz nie był notowany przez policję, nie jest też nigdzie zameldowany czasowo. Nie wymienił dowodu osobistego. Rodzice są zrozpaczeni. Apelują do wszystkich, którzy mogą pomóc w tej sprawie.