– Nie mam sobie nic do zarzucenia – mówiła Ewa Owsiany, główna księgowa Filharmoni Sudeckiej, zwolniona w sierpniu z pracy przez dyrektora Dariusza Mikulskiego. Dziś pierwszy raz publicznie ustosunkowała się do części zastrzeżeń urzędu marszałkowskiego, który stwierdził szereg uchybień w funkcjonowaniu placówki.Sprawa kontroli służb marszałka w Filharmonii Sudeckiej odbiła się głośnym echem. W pokontrolnym wystąpieniu można przeczytać o nieprawidłowościach w prowadzeniu dokumentacji finansowo – księgowej poprzez błędne wykorzystanie środków publicznych, ponoszenie kosztów honorariów wynikających z umów o dzieło, usług hotelowych, podróży służbowych czy współorganizacji przedstawień. Pod częścią faktur widnieje właśnie podpis Ewy Owsiany. – Gdy zorientowałam się, że któraś faktura jest źle opisana informowałam o tym dyrektora – wyjaśniała dzisiaj. – A marszałka, prokuraturę? – pytamy. – Dyrektora – odpowiada Ewa Owsiany. Podkreśla, że obecnie trudno jest jej komentować te faktury, pod którymi się podpisała, bo nie widziała tego dokumentu. Zapewnia, że sobie nie ma nic do zarzucenia. Na temat swojego pracodawcy nie chce się wypowiadać. – Jestem osobą kulturalną – mówi wprost. – My chcemy tylko grać i mieć miejsca pracy. Niech wątpliwości te wyjaśni marszałek – zaznaczają sami muzycy. Najostrzej wypowiada się Andrzej Zibrow, przewodniczący Fundacji Rozwoju Filharmonii Sudeckiej. Obecnego dyrektora Dariusza Mikulskiego nazywa wprost "szkodnikiem".
Rozwijają radioterapię i opiekę onkologiczną
Mija rok od kiedy Centrum Radioterapii działa w obrębie struktur Specjalistycznego Szpitala im. dra Alfreda Sokołowskiego