Mieszkańcy domów przy ulicy Zielonej na Poniatowie obawiają się o swoje życie. Każdego dnia do ich posesji przychodzi wataha dzików. Zwierzęta niszczą ogródki i rośliny. Nie boją się nawet owczarka niemieckiego, którego próbują zaatakować przez płot. – To locha, odyniec i kilka małych. Ten odyniec jest potężny. Nie boi się ludzi i psa sąsiadów. Dziki przychodzą o różnych porach dnia i nocy. Niszczą nasze ogródki, drzewa i krzewy. Podchodzą coraz bliżej domów. Nie wiemy jak je przegonić. Atakują nawet psa. Boimy się, że niedługo mogą i nas – mówi grupa mieszkańców. Nic nie dało uszczelnienie płotów od strony lasu. Dziki ryją kolejne dziury i swobodnie buszują po ogrodach. – Dzwoniliśmy do koła łowieckiego. Ci poinformowali nas, że nie mogą strzelać w mieście więc skierowali do straży miejskiej. Ta odesłała nas do nadleśnictwa. Jego pracownicy do urzędu miejskiego. Urzędnicy znów do straży miejskiej. Oni do starosty powiatu – mówią wystraszeni mieszkańcy. Nikt nie potrafi im pomóc. – W jednej z tych instytucji powiedziano nam, abyśmy rozwiesili butelki plastikowe na płotach. Nie wiedziałem czy się śmiać czy płakać. Przecież to dziki, a nie sikorki – dodaje kolejny mieszkaniec ulicy Zielonej. Zwierzęta wciąż bezkarnie chodzą po posesjach. Czy naprawdę musi w końcu dojść do nieszczęścia, aby ktoś zainteresował się tym problemem?
Rozwijają radioterapię i opiekę onkologiczną
Mija rok od kiedy Centrum Radioterapii działa w obrębie struktur Specjalistycznego Szpitala im. dra Alfreda Sokołowskiego