Jan Madziczak z Jeleniej Góry pojawił się na wałbrzyskim Rynku podczas zlotu harleyowców. O uczuciowych więzach z motocyklem, zazdrosnej żonie i zimowej tęsknocie za latem, z właścicielem 42-konnej Hondy, rozmawiała Barbara Szeligowska.– Czy między Panem, a stojącą obok nas maszyną można mówić o więzach uczuciowych?
– To jest moja pierwsza, wielka miłość.
– A co na to żona?
– Jest zazdrosna. Motor, to moja miłość weekendowa. Kiedy w sobotę, lub w niedzielę ktoś do mnie telefonuje, żona mówi z przekąsem „jest ze swoją miłością".
– Ale jakoś się z tym pogodziła?
– Chyba nie miała innego wyjścia.
– Na co się przekłada gorące uczucie do tej lśniącej maszyny?
– To jest przestrzeń, wolność, poznawanie nowych ludzi, podzielających tę samą pasję. Z motocykla świat wygląda zupełnie inaczej, niż zza szyby samochodu. Ciekawiej, ekscytująco, wabi przygodą.
– Skąd na waszych strojach tyle groźnych symboli? Jesteście ubrani na czarno, stroje są ozdobione ćwiekami, symbolami czaszek. Kojarzy się ten ubiór z jakimś gangiem, albo bandą.
– To tylko taki kamuflaż. Nie ma mowy o żadnym gangu. My po prostu lubimy się tak ubierać, tak się chcemy wyróżnić w tłumie. Nie ma mowy o żadnej agresji, czy nawet nieuprzejmości. Kiedy na drodze ktoś znajdzie się w opałach, natychmiast otrzymuje od nas pomoc. Jesteśmy jedną, wielką rodziną.
– A co robicie zimą?
– Przyglądamy się naszym ukochanym motocyklom, stojącym w garażach i marzymy o lecie.
Bardzo dziękuję za rozmowę.