Uczniowie z Gminnego Zespołu Szkół nr 2 w Wałbrzychu sami sobie kupują nagrody. Później zanoszą je do szkoły, a tam dyrekcja placówki wręcza je jako dodatki do dyplomów za dobre wyniki w nauce i zachowaniu.
– Syn przyszedł do domu i poprosił o 30 złotych na książkę. Rano wyszedł z nią do szkoły. Zapytałem po co ją zabiera?. Usłyszałem, że to nagroda za wyniki w nauce, która wręczy mu dyrektor na koniec roku szkolnego. Sam sobie kupił nagrodę. Żałosne – mówi ojciec jednego z uczniów Gminnego Zespołu Szkół nr 2 w Wałbrzychu. – Dlaczego to my rodzice mamy kupować dzieciom książki na koniec roku?. Przecież to żadna satysfakcja dla nich. Uważam, że szkoła w ten sposób krzywdzi uczniów. Jedno dziecko za tą samą średnią dostało książkę za 100 złotych, a inne za 15 złotych. To chyba niesprawiedliwe, bo tak na prawdę zadecydował status materialny rodziców – kontynuuje. – Jest mi przykro, że rodzice nie przyszli z tą sprawą do mnie. Rozdając dzisiaj nagrody byłam w wielkiej nieświadomości. To wielkie nieporozumienie, widocznie wychowawcy tym źle pokierowali. Rodzice nie opłacają składek. Jeżeli jest potrzeba to dzieci składają się okazjonalnie na rożne uroczystości. Na pewno sprawy tej tak nie zostawię. W następnym roku zostanie ona poruszona na radzie pedagogicznej. Jest mi z tego powodu bardzo przykro i chętnie przeproszę rodziców za całą zaistniałą sytuację – odpowiada Mariola Rząsowska, dyrektor szkoły. – Skoro szkoła nie miała pieniędzy wystarczy wystarczyło wręczyć dzieciom symboliczne dyplomy i podziękowania na apelu szkolnym – mówi dalej ojciec ucznia Gminnego Zespołu Szkół nr 2. Do końca wierzył, że to jakiś żart, że być może szkoła na podstawie rachunku zakupu książki zwróci pieniądze. – Ale przecież gdyby tak było, syn od razu powiedziałby mi, bym to zrobił. To wielkie nieporozumienie. Kompromitacja dla szkoły i pomysłodawców tego przedsięwzięcia. Głęboko wierzę, że ktoś wyciągnie wnioski z tej lekcji – kończy. My tez w to wierzymy.
