Ludzie z pasją

w Aktualności/Galeria/Lifestyle/Photography/Region/Travel

Lubię czasami poleżeć i oglądać, jak fruwają nad domem – mówi Stanisław Zagajewski, właściciel 150 gołębi ze Świebodzic. Te ptaki, to jego pasja. Trzyma je dla siebie, a nie dla hodowli i pieniędzy, chociaż ceny najlepszych osiągają kwoty nawet 5 milionów złotych. Szczególnym sentymentem darzy Twardziela, który niebawem będzie już pełnoletni.

Ile lat ma Twardziel?

– Jest z 2002 roku, czyli niebawem będzie pełnoletni.

– To chyba wyjątkowy gołąb, champion w Pana „stajni”….

– Największy sukces odniósł w Paryżu. Wcześniej startował w lotach, w których nie miał okazji się wykazać. Były to bowiem zbyt małe, jak dla niego, odległości. Klasę pokazał dopiero przy tak ciężkim locie, jaki miał miejsce w Paryżu. Rasa, którą reprezentuje Twardziel wykazuje się właśnie w lotach powyżej 1000 km.

– Jaki odcinek i w jakim czasie pokonał startując z Paryża?

– Drogą samolotową, bo tak to się liczy, przeleciał 1004 km. Zajęło mu to niecałe dwie doby. W pierwszych 24 godzinach nie pokazał się żaden gołąb. On w drugiej był 11 na 5000 gołębi. To było w 2013 roku. Wówczas miał 11 lat. Tamten konkurs trwał dwa tygodnie i w czasie jego trwania przyleciało zaledwie 500 gołębi. To był naprawdę bardzo trudny i wymagający lot.

– Jakie wyzwania czekają na ptaka, który bierze udział w tak trudnych zawodach?

– Taki gołąb musi być bardzo opanowany i przejawiać odpowiednie predyspozycje. Gołębie długodystansowe mają krótsze łapki, bo przy wielkich odległościach mogłoby to im ciążyć. Chodzi też oczywiście o warunki zewnętrzne. Kiedy frunie pod wiatr może tak naprawdę „stać w miejscu”, albo i nawet się cofać. To nie jest pocisk, ale żywy organizm. Nasz gołąb jest wyselekcjonowany przez pokolenia.

– Czyli Twardziel już od małego był pretendentem do takich zawodów?

– Dokładnie, jego przodkowie wygrali w 1984 roku pierwsze takie zawody w Barcelonie. Mam nawet czasopismo, w którym jest artykuł „Najsłynniejszy duet wszechczasów”. Proszę zobaczyć, o tutaj w artykule jest mój kolega Wim van Leeuwen, od którego mam Twardziela. Do dziś utrzymuję z nim kontakt. Mówi, że jestem jego najlepszym kolegą.

– Twardziel jest urodzonym mistrzem, czy to efekt treningów?

– Brał udział w lotach, które nie były dla niego. Dystanse na poziomie 400, 500 km to nie loty dla Twardziela. Niczym się tak naprawdę nie wyróżniał. Mam jednak do niego ogromny sentyment. On ma tutaj swoje gniazdko, w którym sobie siedzi. Niektóre 17-letnie gołębie już dawno nie żyją, a on ma ciągłość latania cały czas.

– Skąd pojawiło się jego imię?

Nazwał go tak Karol Paszek. To on wyhodował najlepszego gołębia na świecie. Mam też od niego wnuki tego gołębia.

– Czyli mam Pan wnuka gołębia, który w rodowodzie ma Mistrza Świata?

– Tak. Ale takich gołębi mam sporo. Proszę zobaczyć, tu na przykład mam samiczkę, która jest bardzo dobra w rozpłodzie. One mają bardzo dobre rodowody.

– Chciałbym sprawdzić Pana więzi z Twardzielem – proponuję 20 tysięcy złotych i zabieram go do domu. Zgadza się Pan?

– Powiem tak – już w Holandii pojawił się ktoś, kto chciał go kupić, ale dla mnie to już dużo większa wartość. To jest wartość symboliczna.

– Pytam trochę prowokacyjnie, bo chcę zadać kolejne pytanie. Ile kosztuje bardzo dobry gołąb?

– W tym roku sprzedano gołębia, który był czwarty na Olimpiadzie, za kwotę 1 miliona 250 tysięcy euro.

– To jak wypuścić takiego gołębia do lotu skoro wiemy, że może złapać go w locie drapieżnik? To jakby wyrzucić w niebo ponad 5 milionów złotych!

– (śmiech) Takich gołębi już się nie wypuszcza. One są trzymane do rozpłodu, mają mieć odpowiednie miejsce w gołębniku, dobrą klatkę.

– Skąd się u Pana wzięła miłość do gołębi?

– Zawsze od małego kochałem ptaki. Kiedyś, gdy byłem mały, znalazłem na ziemi młodego gołębia kolegi. I tak się tym zaraziłem. Obcowanie z przyrodą jest bardzo miłe, niezależnie czy ma się psa, kota czy kanarka. Przy gołębiach można obserwować i podziwiać ich zdolność lotną.

– Mówi Pan o więzi z gołębiem. Kiedy wypuszcza go Pan w górę drży trochę serce, że może już nie wrócić?

– Tak, za każdym razem. Nawet przedwczoraj wypuściłem jednego i złapał go jastrząb. To bardzo szybki i skuteczny drapieżnik. Teraz gołąb jest osłabiony, bo zmienia pierze na zimę. Nie ma większych szans przy spotkaniu z jastrzębiem. W południe jest jeszcze w miarę bezpiecznie, ale kiedy wypuszcza się gołębia o godzinie 18:00 jest już niebezpiecznie.

– Jak wygląda moment powrotu z zawodów?

– Proszę zobaczyć. To na przykład jest piękna samiczka, która wybija się ponad inne. Ma numer obrączki 5587 z 2014 roku, gdy brała udział w locie międzynarodowym. Wtedy, zawiozłem w okolice  Nowogrodu Bobrzańskiego, 10 gołębi. Przyjęto je na listę startową i zostały oznaczone.  Następnie trafiły do Berlina, gdzie założono im kontrolki niemieckie. Potem już tylko czekałem.  Zasada jest taka, że kiedy gołąb przylatuje, trzeba zadzwonić i podać numer polskiej i niemieckiej kontrolki. Ta samiczka, którą trzymam w rękach, leciała ponad 1300 km. Gdy przyfrunęła w pierwszej chwili pomyślałem, że to jakiś młody gołąb się zawieruszył. Podszedłem bliżej i widzę, że to ona – uczucie jak sześć lat temu, gdy z Paryża wrócił Twardziel. Przeogromna radość.  Okazało się, że przyleciała jako druga ze wszystkich gołębi. Ten, który jest obok niej, też wrócił. Pamiętam jak to było. Leżałem sobie na trawie, odpoczywałem i coś nagle zaczęło gruchać. Myślałem, że to moje gołębie, ale ku wielkiej radości zobaczyłem, że to on i że jest już w domu.  

– Ile gołębi nie przyfrunęło?

– Przyfrunęła połowa ze wszystkich, które zawiozłem. Wróciło zatem 5 ptaków. Proszę uwierzyć, że to są bardzo trudne loty i nie tak łatwo jest dać na nie gołębie. Człowiek się po prostu boi. One muszą mieć predyspozycje i pochodzenie, aby im się udało.

-Każdego gołębia Pan poznaje czy czasami można się pomylić?

– Każdego. Nie ma możliwości, abym się pomylił. Nie każdy ma co prawda imię, ale każdy ma numer. Kolega, od którego mam te gołębie, jak zobaczy je na zdjęciach od razu będzie wiedział, że to właśnie te, które są od niego. Syn do matki jest jednak zawsze podobny.

– Wracając do imion – jest Twardziel, to wiemy. Kogo jeszcze możemy wymienić w Pana „gołębiej wiosce olimpijskiej”?

– Wnuczek nazwał na przykład jednego Śnieg, bo jest białolotkiem. Ma Pan rację, to faktycznie wnuczek olimpijczyka.

– Panie Stanisławie, ludzie rozmawiają z psami. Pan z gołębiami rozmawia?

– Oczywiście. Nawet człowiek ze sobą czasami sam rozmawia (śmiech). Gołębie to zwierzęta, które mają instynkt. Rozpoznają ludzi, przychodzą na rękę. Mam taką samiczkę – Laleczkę. Ona jest mądralą. Czeka, aż dam jej coś lepszego dojedzenia albo wyciągnę do niej rękę.

– A ile ma Pan dzisiaj gołębi?

– Razem z młodymi będzie około 150. I dalej jest to moje hobby. Nie jest mi po drodze myślenie o hodowli. To nie jest nic złego, ale to nie dla mnie.

– Niektórzy idą do muzeum i patrzą trzy godziny w jeden obraz. Czy ma Pan tak z gołębiami?

– Tak i to mi w niczym nie przeszkadza. Pracy przy nich jest bardzo dużo. Trzeba je odpowiednio karmić, sprzątać gołębniki, przeprowadzać kontrolne badania. Po gołębiu od razu widać, że coś mu dolega. Dlatego lubię czasami leżeć i oglądać, jak fruwają nad domem.

– Za co się w takim razie kocha gołębie?

– Gołębi nie wolno trzymać już na strychach, więc należy wygospodarować dla nich odpowiednie miejsce. Ja przy nich odpoczywam i ciężko byłoby mi bez nich żyć. Gram w tenisa stołowego, jeżdżę na turnieje, ale gdy wracam wieczorem, idę do gołębnika i patrzę sobie na nie. Psychika jest inna, kiedy obcuje się z przyrodą.

– A żona podziela pasje?

– Oczywiście, ale ma też swoje. Zna się na ziołach więc nas zdrowo odżywia, a i gołębie jedzą dzięki niej dobrze. Moja żona gra na skrzypcach ponad 45 lat, jeździ na koncerty. Wspieramy siebie wzajemnie na co dzień i w swoich pasjach.

Dodaj komentarz

Your email address will not be published.

*

Ostatnie od Aktualności

Konsultacje społeczne

Powiat Wałbrzyski zaprasza wszystkich mieszkańców do udziału w konsultacjach społecznych dotyczących propozycji

Budują obwodnicę

Dolnośląska Służba Dróg i Kolei we Wrocławiu oficjalnie zainaugurowała rozpoczęcie prac przy

Biała broń

Zamek Książ w Wałbrzychu otrzymał w depozyt minikolekcję broni białej ze zbiorów
Go to Top