Odwaga kosztuje

Odwaga kosztuje

w Aktualności

Grzegorz Halama był gwiazdą wieczoru podczas widowiska „Stand Up Show", które odbyło się w wałbrzyskiej galerii „Victoria". O tym jak jego kurczaki będą obchodziły Wielkanoc, gdzie w kabarecie leży granica przyzwoitości oraz o kondycji występów estradowych, opowiedział naszemu dziennikarzowi.

– Panie Grzegorzu, czy raczej Panie Józku… Święta Wielkanocne za pasem. To chyba dość znacząca tradycja dla całej rzeszy polskiego drobiu. Jako znany hodowca kurczaków, na pewno wie Pan, jak podchodzą do niej Pana „podopieczni". Czy kultywują w jakich szczególny sposób Wielkanoc, czy może pikietują to święto. Gotowanie jajek, to trochę taki rodzaj „ptasiej aborcji"….

– Hmmm chybia mnie Pan z kimś myli, ja jestem Grzegorz, to Józek hoduje ptaki… No ale rzeczywiście przez blisko 10 lat nagrywania audycji dla Programu Trzeciego Polskiego Radia, trochę się historii o kurczakach nazbierało. Co roku musiałem się zastanawiać, co też Pan Józek może wymyślić na Wielkanoc. Przypomina mi się historia, w której próbował za pomocą drukarki produkować wzory na jajka, ale cóż… nie jest łatwo obchodzić razem z kurczakami to święto. To trochę tak, jakbyśmy się dzielili płodem i składali sobie życzenia. Kurczak widzi to inaczej… przecież to jego dziecko. Dla drobiu Wielkanoc nie jest tak wesołym świętem, jak mogłoby się wydawać. Choć jesteśmy narodem katolickim, to większość tradycji opiera się o zwyczaje pogańskie. Dzielenie się jajem jest jednym z nich.

– Pamiętam Pana występy w produkcjach krótkometrażowych, wytwórni filmów A"YoY. Do dzisiaj w moim środowisku istnieją słynne kwestie: „Ty przepraszasz, a ją boli", czy „Nie wezmę czegoś tam od serca". To były dość abstrakcyjne produkcje, w ogóle humor absurdu jest szczególnie ciężki do uprawiania. Na scenie można wyjść zarówno na geniusza, jak i na totalnego idiotę.

– Z praktyki wiem, że wychodzi się naraz i na geniusza, i na debila. Poczucie humory ma poziomy – wiem to po sobie. Moje gusta stawały się z czasem coraz bardziej wyrafinowane. Gdy będąc dzieckiem oglądałem filmy Braci Marx, to uważałem je za totalne wariactwo. Po prostu musiałem do nich dojrzeć. Wtedy doznałem olśnienia – jak rewolucyjnie operuje się tam właśnie humorem absurdu. Jest to marka, która jest ponadczasowa i często do niej wracam. Z Polskim gustami… no cóż. Gdy widzę statystyki najpopularniejszych sitcomów, to stwierdzam, że ja bym tę tabelę odwrócił do góry nogami. Wygrywa humor takiego „Disney"owskiego świrowania", a wyrafinowane i absurdalne produkcje spadają w dół. Moja kariera zatem również powinna być zaskoczeniem. Także to, że udało mi się znaleźć jakikolwiek „wentyl" dla humoru absurdalnego. Miałem chyba, to szczęście, że byłem jedną z pierwszych osób, które się z tego nurtu wybiły. Zawsze chciałem nadać temu bardzo prostą, czytelną formę. Prawie „łopatologicznie" wskazać co jest śmieszne. Stąd postać Józka jest tak bardzo przerysowana. Jeżeli ktoś nie lubi absurdu i ten humor do niego nie dociera, to zawsze zostaje ten szkielet błazna. Jakiś koleś się krzywi, dziwnie coś gada i krzyczy. Choć niektórych to również drażni. Wtedy jest już kompletna porażka. Ludzie myślą: „wyszedł jakiś debil i robi z siebie durnia". Nie mam z tym problemu, dopóki ktoś mnie nie wyzywa na portalach społecznościowych, bo z natury jestem bardzo uprzejmy i grzeczny. Byłem natomiast postrzegany jako „tak głupi, że aż śmieszny". Dzisiaj jest nieco łatwiej, gdyż dzięki takim kabaretom jak „Mumio", czy „Łowcy. B" absurd wkroczył w rejon artystyczny.

– Wiem, że ostatnio często pytają Pana o granice przyzwoitości. Wszystko za sprawą urażenia uczyć religijnych w skeczu kabaretu „Limo". To wystąpienie wywołało mały skandal. Ja niedawno powtórzyłem sobie film „Sens życia według Monty Pythona". Występuje tam słynna scena, gdy dzieci śpiewają o tym, że „każda sperma jest święta i cenna". Co by nie powiedzieć, niesforna grupa Brytyjczyków nabija się z pewnych katolickich reguł. Nagrywano to 30 lat temu i nikt nie „spłonął na stosie". Czy nowoczesna Polska dalej nie jest gotowa na humor, który balansuje na granicy?

-To nie jest tak, że oni mogli, a my nie możemy. W czasach, w których to emitowano, było potężne niezadowolenie i skandal z tego powodu. Grupy „Monty Pythona" omal nie wyrzucono z BBC. Odwaga zawsze kosztuje. Kiedy usłyszałem o całej sytuacji z Abelardem (autor tekstów, reżyser i członek kabaretu Limo – od red.) pomyślałem: „O fajny następca. Do tej pory to ja trochę rozrabiałem". Ucieszyłem się również, że przekroczył pewną telewizyjną poprawność kabaretu. Humor stał się familijny i grzeczniutki przez to, że jest emitowany w godzinach, w których oglądają go dzieci. Ja od parunastu lat namawiałem telewizję, by stworzyć pasmo kabaretowe dla dorosłych. Największe hity serialowe są teraz bardzo krwawe, wulgarne i „roznegliżowane". Zatem: „Monty Python" toczył walkę, amerykańskich Stand Up"owców ciągano po sądach i więzieniach, a teraz przyszła kolej na Polskę. Niektórych rzeczy nie da się przenieść „od tak" na nasze realia. Jeżeli jakiś koleś przeklina na występach w Ameryce, nie znaczy, że u nas też może. Nie przeszliśmy pewnych etapów kulturowych i teraz na Abelarda kolei, by przecierał szlaki. Może nie był to jednak zbyt szczęśliwy przykład, gdyż udowadnianie, że Papież ma cechy ludzkie, poprzez niewybredne skojarzenia, jakościowo nie jest wybitne. Jednak nawet niezbyt wyszukany dowcip, opowiedziany w odpowiednim miejscu i czasie, ma swoją moc. W Internecie i w Stand Up"ach są dużo gorsze rzeczy. Tutaj problem polega na tym, że wyemitowała to publiczna telewizja, z abonamentu Polaków, których świętość została obrażona. Zadziałało tutaj bardziej zjawisko polityczne. To co działo się pięćdziesiąt lat temu w U.S.A i Wielkiej Brytanii, teraz zaczyna funkcjonować u nas. Musimy dogonić świat i przejść te same procesy.

– Przyjechał Pan do Wałbrzycha, by wziąć udział w imprezie promującej Stand Up. Ta forma, to nie tylko solowe występy na scenie. Amerykanie spotykają się w barach, amatorzy wychodzą na scenę, improwizują

– Umieściłem kiedyś na blogu takie zdanie, że posiłkuję się amerykańską tradycją Stad Up"u. Przez sześć lat nikt nie zapytał mnie, co to właściwie oznacza. W końcu zdjąłem to ze swojej strony. Chciałem jednak promować Stand Up i udało nam się uruchomić programy, w których propagowaliśmy tę formę. Najpierw pomyślałem skąd my weźmiemy ludzi, ale już rok później istniały pierwsze kluby Stand Up"owe i pojawiło się wiele osób zainteresowanych tą dziedziną. Młodzi twórcy odżegnują się jednak od tradycji. Jest to szalenie iluzoryczne, gdyż pierwszym Stand Up"owcem, był w okresie międzywojennym Fryderyk Jarosy (polski konferansjer węgierskiego pochodzenia – od red.). Dziś Piasecki, Bałtroczyk, Daniec uprawiają Stand Up. „Przeryłem" amerykańskie podręczniki i zapewniam Was, że tak jest. Bardzo bym chciał powiedzieć młodym ludziom: „robicie coś nowego", ale nie do końca jest to prawda. To bardziej moda i świadome nazwanie tego w ten sposób. Ja też, jak byłem młody, w życiu nie pomyślałbym, że kiedyś będę siedział obok ludzi, których parodiowałem. Rozwój Stand Up"u amerykańskiego następował stopniowo. Najpierw były kluby, później Ci ludzie trafiali do hal widowiskowych i koncertowych, następnie do programów telewizyjnych, seriali i w końcu do filmów. U nas jest odwrotnie. Przykładem jest Cezary Pazura: film, serial, scena – w tej kolejności. Życzyłbym tym młodym ludziom, żeby zaczął funkcjonować system, który jest w Stanach Zjednoczonych.

– Dziękuję za rozmowę.

 

 

Dodaj komentarz

Your email address will not be published.

*

Ostatnie od Aktualności

Konsultacje społeczne

Powiat Wałbrzyski zaprasza wszystkich mieszkańców do udziału w konsultacjach społecznych dotyczących propozycji

Budują obwodnicę

Dolnośląska Służba Dróg i Kolei we Wrocławiu oficjalnie zainaugurowała rozpoczęcie prac przy

Biała broń

Zamek Książ w Wałbrzychu otrzymał w depozyt minikolekcję broni białej ze zbiorów
Go to Top