Pięć dni właściciel spalonego kiosku wraz z małżonką śpi i mieszka w samochodzie oczekując na ubezpieczyciela, który ma wycenić szkodę. Wiedzą, że jak odejdą na moment złodzieje w kilka minut wszystko im zabiorą.W nocy z 15 na 16 lipca przy ulicy Andersa 60 na Białym Kamieniu doszło najprawdopodobniej do podpalenia. Dorobek życia pani Ani i jej męża spłonął w ciągu kilku minut. Na miejsce przyjechała straż pożarna i policja. O zdarzeniu poinformowana została firma ubezpieczeniowa, która do tej pory nie przyjechała, aby oszacować straty. – Twierdzą, że będą w środę. Prosiłem ich, aby przyjechali jak najszybciej. Przez to opieszalstwo jestem zmuszony spać w samochodzie – mówi zdenerwowany. Ten kiosk to jedyne źródło dochodów jakie mają. Aby nie dopuścić do grabieży resztek, które pozostały koczują przy nim dzień i noc. W tym wszystkim cierpi też małe dziecko, które w tej chwili pozostaje pod opieką rodziny. A firmy ubezpieczeniowej jak nie było tak nie ma. Straty szacuje się prawie na 100 tysięcy złotych. O pomoc poprosiliśmy rzecznik praw konsumenta. Właściciel chce jak najszybciej odbudować zniszczony kiosk i znów zarabiać na życie. Chce, ale na razie nie może. Oto Polska właśnie.
Rozwijają radioterapię i opiekę onkologiczną
Mija rok od kiedy Centrum Radioterapii działa w obrębie struktur Specjalistycznego Szpitala im. dra Alfreda Sokołowskiego