Reprezentacja Polski WKA zdobyła 65 medali na mistrzostwach świata we wŁoszech. Tzy z nich przyjechały do Świdnicy. Dwa trochę przypadkiem….
Rozmowa z Arkadiuszem Kaczmarkiem, uczestnikiem mistrzostw świata we Włoszech
– Jesteś młody jako mężczyzna, ale w przypadku sportów walki osobę, która ma 40 lat klasyfikuje się już jako weterana….
– Wychodzi na to, że tak.
– Ale weteran tez może jeszcze stanąć na macie i zdobyć medal
– Zgadza się. Potwierdza to mój ostatni wyjazd do Włoch. Duża w tym zasługa codziennej pracy z młodzieżą. To pozwala bowiem cały czas być w formie.
– Jakie to uczucie startować w kategorii weteran, gdy na treningach masz sparingi z 20-latkiami?
– Na pewno nie jest to już taka walka jak kiedyś. Teraz jesteśmy bardziej podatni na ewentualne kontuzje czy urazy. Mój start we Włoszech w kategorii weterani był trochę przypadkowy. Na miejscu koledzy namówili mnie bowiem do udziału w zawodach. Przekonali, że powinienem wystartować chociaż nie byłem do końca przekonany. Opłaciło się jak widać.
– To chwilę o sportowej stronie startu w grupie weteranów chociaż ciężko mi Cię utożsamiać z tym słowem. To były ciężkie walki?
– Na pewno tak. Samo słowo weteran nie oznaczało bowiem, że to osoby, które mają problemy z poruszaniem się ze względu na wiek czy jakieś kalectwo wynikające na przykład z udziału w wojnie. Weterani to byli mistrzowie swoich krajów. Tak jak Szkot, z którym walczyłem. Wielokrotny mistrz Szkocji, Europy i wicemistrz świata. Przegrałem z nim minimalnie, bo pogubiłem się w pewnym momencie. Ale wracając do tematu. Walka w tej grupie to spotkanie sportowców, którzy skończyli już pewien wiek.
– Starymi, bo mają „już” 40 lat?
– Dokładnie. W sporcie jest to jednak dużo. W sportach walki wiek około 35 to chyba już maksymalny czas na odniesienie sukcesu.
– Ciągnie jednak wilka do lasu? Pojechałeś jako trener kadry, a skończyłeś jako zawodnik.
– Nawet o tym nie myślałem, gdy tam jechałem.
– Patrząc na te dwa medale na szyi jestem przekonany, że nie żałujesz.
– Na pewno nie żałuję. Zdobyłem dwa krążki w taekwondo. Złoto i brąz.
– Zapewne oprócz sukcesów sportowych wartością dodaną wyjazdu była możliwość spotkania się z działaczami i zawodnikami innych państw?
– Oczywiście. Ten wyjazd pozwolił mi poznać wiele nowych osób. Jest to ważne dla mnie chociażby dlatego, że jestem osobiście odpowiedzialny za organizacje zawodowych walk WKA w naszym kraju. Pobyt we Włoszech pozwolił mi się również przyglądnąć naszym reprezentantom. Zapewniam, że mamy wielu zdolnych i utalentowanych zawodników, którzy jeszcze odniosą wiele sukcesów. Nadmienię tylko, że z tego wyjazdu przywieźliśmy łącznie 65 krążków w różnych kolorach.
– Jak wypadli świdniccy zawodnicy?
– Dobrze, bo zdobyli to, co najcenniejsze w każdym sporcie czyli doświadczenie. Patryk Szparniak wywalczył złoto w K 1 light do 69 kg. Piotrek Jamro miał sportowego pecha. Już w pierwszej walce trafił na świetnego zawodnika z Ukrainy, dwukrotnego mistrza świata. W tej chwili już nawet trzykrotnego. Stoczył z nim jednak bardzo wyrównane pojedynki. Przyznał to nawet sam mistrz po zakończonej walce. Dlatego ciężko powiedzieć o przegranej walce Piotrka. Dla mnie wrócił jako wygrany. Pokazał, że ma ducha walki mimo iż ma dopiero 50 walk stoczonych. Ukrainiec ponad 200, co mówi samo za siebie.
– Do dzisiaj bolą żebra czy piszczele?
– Nie, nie. Walka w grupie weterani to głównie pokazanie techniki, a nie siły.
– To już Twoje ostatnie medale?
– Chyba nie (śmiech)