Ziarnko prawdy

Ziarnko prawdy

w Aktualności

O swojej pasji do poszukiwań, pogróżkach, które otrzymywał, miejscach, gdzie mogą znajdować się nazistowskie skarby oraz nieodkryte sztolnie, opowiada Jerzy Cera. Słynny eksplorator niedawno gościł w Wałbrzychu. W Bibliotece Pod Atlantami spotkał się z lokalnymi entuzjastami tajemnic Gór Sowich. Rozmawiał również z naszą redakcją.

– Panie Jerzy, podczas spotkania opowiadał Pan przede wszystkim o powojennych losach kompleksu Riese oraz o tym, jak u Pana zaczęła się pasja związana z poszukiwaniami w rejonie Gór Sowich. Czym różni się eksploracja w dzisiejszych czasach, w porównaniu z pana doświadczeniami sprzed lat?

W tamtych czasach na pewno było łatwiej. Nikt nie „czepiał się” poszukiwaczy. Wystarczyło zgłosić chęć eksploracji miejscowemu leśnikowi. Zawsze pamiętaliśmy jednak, że jeżeli kopiemy i wykonujemy pracę, powinniśmy zostawić po sobie porządek oraz stan nie zagrażający innym osobom. Nie utrudniano nam zatem pracy. Problem leżał jednak w przyrządach, jaki posiadaliśmy. Środki mieliśmy bardzo ograniczone i prymitywne. Najczęściej była to łopata i własna wyobraźnia. Dzisiaj mamy do dyspozycji fantastyczną technikę: georadary, grawimetry, nadajniki GPS, cyfrowe mapy, kamery termowizyjne. O wiele trudniej jednak zdobyć niezbędne pozwolenia i zgody. Na dobrą sprawę nie wiadomo nawet, kto powinien je wydać. Zgodnie z literą prawa, można jednak zastopować w zasadzie każde poszukiwania. Nie uważam też za słuszne, aby trzeba było uzyskiwać pozwolenia archeologiczne, na odkrywanie tego co pochodzi sprzed 1945 roku. Nie każdy eksplorator jest przecież osobą, która chce działać nielegalnie i czynić szkody. Zdecydowana większość, to pasjonaci, którzy chcą się realizować.

– Często spotkamy się ze stwierdzeniem, że po 1945 roku, na tych ziemiach zostały osoby, które mają chronić jej tajemnice. Pan również dostawał listy z pogróżkami. Czy jest to potwierdzenie, że „strażnicy” naprawdę istnieją?

W trakcie sowich poszukiwań dostałem kilka takich listów. Jeden z nich trafił nawet do ówczesnego burmistrza Głuszycy. Nakazywał przerwanie wszystkich prac związanych z eksploracją. W przeciwnym wypadku zatrute miały być ujęcia wody pitnej w całej miejscowości. Jest to groźba niebagatelna. Z początku traktowałem te pogróżki z przymrużeniem oka. Uważałem po prostu, że ktoś ma dużo wolnego czasu i ponosi go wyobraźnia. Oddałem jednak ten anonimowy list do grafologa. Mogę powiedzieć jedynie, że po przeczytaniu ekspertyzy… zacząłem się obawiać. Nie była to czcza pogróżka. Ktoś doskonale wiedział co robi.

– Część kompleksu Riese jest dzisiaj dostępna dla ruchu turystycznego. Jest jednak wiele teorii związanych z jego przeznaczeniem. Od dość prostych mówiących o zakładach produkcyjnych, aż po okultystyczne zapędy Hitlera, związki z obcą cywilizacją, ukryciem tutaj bursztynowej komnaty, pracą nad napędami grawitacyjnymi itd. Czy pan postrzega te historie jako „bajki”, które mają za zadanie wytworzenie aury tajemniczości i przyciągnięcie tutaj turystów?

Myślę, że w każdej opowieści tkwi ziarnko prawdy, a bajki mają swoje źródła. Nie wrzucałbym wszystkich tych opowieści do kosza. Uważam, że część z nich jest prawdziwa. Bywa tak, że historie krążąc od dziesiątków lat, zmieniły swoje znaczenie. Wynika z nich, że Niemcy ukrywali skarby, w każdej możliwej dziurze, którą napotkali. Takich opowieści na terenie Dolnego Śląska jest naprawdę wiele i w miarę upływu czasu, będzie ich jeszcze więcej. Ludzie przecież lubią sensacje i tajemnice. Jest to otoczka, która pomaga im marzyć. W 1964 roku, Jacek Wilczur, który prowadził jedne z największych eksploracji, przyjechał tutaj szukając właśnie bursztynowej komnaty. Miał on informacje, że trafiła ona właśnie w Góry Sowie. Wiadomo również, że w kwietniu 1945 roku przyjechały tutaj dwa wagony wypełnione złotem i obrazami. Trafiły tutaj z terenu dawnej Jugosławii. Nie wiadomo jednak co się z nimi stało. Teren Dolnego Śląska jest pełen miejsc gdzie można je schować, więc jest to „szukanie igły w stoku siana”. Jednostki niemiecki, uciekając z tych terenów, rozbrajały się po drodze. Jedni rzucali broń gdzie popadnie, inni starali się ze zachować w ukrytych miejscach. Niemcy liczyli przecież, że wrócą na te tereny. Mieli nadzieję, że dojdzie do wojny pomiędzy Związkiem Radzieckim, a Aliantami, a oni walczyć będą u boku tych drugich. Zdobycze pozostawione na tym terenie mogły okazać się kartą przetargową, która znacznie podniosłaby ich pozycję. Pamiętajmy również o skarbach prywatnych. Przecież nie zawsze było to złoto, czy drogocenne kamienie. Za skarby uważano również porcelanę rodową, czy zestawy sztućców. Ludzie, którzy stąd uciekali nie mogli wszystkiego ze sobą zabrać. W związku z tym, zakopywali te rzeczy w lasach, czy koło domu, albo ukrywali w piwnicach lub na strychach. Któregoś dnia przyszedł do mnie proboszcz i poprosił o pomoc. Ktoś włamał się do walimskiego kościoła. Wyłamał kraty, zjechał do katakumb i rozwalił kawał ściany. Coś musiało znajdować się w środku, gdyż my zastaliśmy jedynie wyrwę w murze, która mogła sugerować, że za betonem ukryta była skrzynia. Ktoś wiedział zatem czego poszukuje i gdzie to jest ukryte. Zdarzają się zatem przypadki, że już nie ci ludzie, którzy tutaj żyli, ale ich synowie, czy wnukowie, przyjeżdżają w poszukiwaniu tego dobytku.

– Gdyby posiadał Pan nieograniczone środki, wszelkie zgody i zezwolenia, powiedzmy „wolą rękę” na poszukiwania w rejonie Gór Sowich, od czego by Pan zaczął? Czy jest jakieś miejsce, które szczególnie Pana interesuje?

Gdybym nie miał wiary, że istnieje tutaj jeszcze coś do odkrycia, to nie prowadziłbym poszukiwań. Siedziałbym zapewne w domu, pisał, publikował i wydawał książki. Jestem jednak przekonany, że nie udało się odkryć wszystkiego. Trudno szacować procentowo, o ilu obiektach wiemy. Nawet jakby brakowało jednego pomieszczenia, czy chodnika, to i tak warto prowadzić poszukiwania. Myślę, że za mało uwagi przykładaliśmy do samego Sobonia. Wiemy o 700 metrach chodnika, a pracę przy tych sztolniach były prowadzone od samego początku. Było tam również największe zgrupowanie obozów i rozwinięta infrastruktura drogowa oraz kolejek wąskotorowych. Może istnieć tam przecież kolejny, niższy poziom. Do niedawna uważaliśmy, że na Sokolcu istnieje tylko jedna kondygnacja. Nie tak dawna okazało się, że są dwa wejście położone o 50 metrów poniżej. Jedne z tuteli ma 50 metrów długości, drugi aż 140 i prace eksploracyjne dalej trwają. Może okazać się, że te sztolnie są większe od tych w Rzeczce, czy Jugowicach. Ktoś bardzo zadbał o to, aby na długości 140 metrów wykonać aż 7 zawałów górniczych. Są teorie, że na Sokolcu istnieje również trzeci poziom. Myślę również, że wiele do odkrycia jest również w samej Osówce, a także w okolicach góry Moszna. Wiemy, że był tam obóz, kolejki wąskotorowe, drożnie, czyli wszelkie warunki, aby prace się tam odbywały. Do tej pory nie znaleziono jednak żadnych podziemi…

– Dziękuję za rozmowę

 

Dodaj komentarz

Your email address will not be published.

*

Ostatnie od Aktualności

Konsultacje społeczne

Powiat Wałbrzyski zaprasza wszystkich mieszkańców do udziału w konsultacjach społecznych dotyczących propozycji

Budują obwodnicę

Dolnośląska Służba Dróg i Kolei we Wrocławiu oficjalnie zainaugurowała rozpoczęcie prac przy

Biała broń

Zamek Książ w Wałbrzychu otrzymał w depozyt minikolekcję broni białej ze zbiorów
Go to Top